czwartek, 17 maja 2012

Co dalej

Siedzę sama, piję piwko i gapię się w tv. Mąż wyjechał na jakąś konferencję. O której dowiedziałam się wieczorem przed samym wyjazdem. Nie wiem co to za konferencja, nie wiem gdzie. Po prostu nie pytałam to nie wiem. A mój mąż nie czuje potrzeby przeżywania życia wspólnie. Ostatnimi czasy odkrywam, że jemu obecny układ chyba bardzo pasuje. Odzyskał wolność. Nikt go o nic nie wypytuje, nikt nie marudzi, że długo go nie było. Robi co chce, chodzi gdzie chce, wraca kiedy chce. Nikt mu nie marudzi, że za długo przy komputerze siedzi. Sielanka. A ja podczas jego nieobecności odkrywam, że mam mniej sprzątania i że chyba on jest większym bałaganiarzem niż dzieci.
Kiedyś jak wyjeżdżał to tęskniłam. Nie lubiłam być sama. Lubiłam te wieczory, kiedy dzieci już spały a my mieliśmy chwile dla siebie. Choć teraz uważam, że tylko ja do tego dążyłam. Uzmysłowiłam sobie, że tylko ja rozpoczynałam rozmowę, tylko ja mówiłam, tylko ja pytałam i zawsze dowiedziałam się tylko tego o co pytałam. Teraz jest inaczej. Jak jestem sama czuję ulgę. Wolę tak niż codziennie patrzeć na męża przykutego do laptopa. Stał się czymś w rodzaju mebla. Jak tylko dzieci idą spać to w salonie na kanapie albo przy stole zasiadał nasz nowy mebel: mąż i laptop. Nierozłączni. Ten widok bardzo mi obrzydł. Dlatego teraz kiedy siedzę sama jest mi tak przyjemnie i błogo. Nie ma w domu porozrzucanych kapci, kartek i karteczek wszelakich, długopisów, pustych kopert, opakowań po czymś, pendrivów, których zawsze szuka, itp. Raz uprzątnęłam i jest porządek.
Nie wiem co dalej. Nie wiem jak długo tak można żyć. To nie jest normalna sytuacja. A może tylko dla mnie nie jest normalna. Wiem na pewno, że w tym giełdowo-żużlowym życiu nie ma miejsca dla mnie. Jestem potrzebna tylko do obsługi. Jednocześnie mam takie wewnętrzne przekonanie, że to się dobrze skończy. Liczę na to, że kiedyś się opamięta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz