poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świątecznie

Już prawie wszystko przygotowane. Zostało mi ugotować łazanki, nakryć stół i ostatecznie odkurzyć. Choinka stoi od soboty. Prawie wszystkie ozdoby powiesiła Lala. Za chwilę zaproponuję Lali takie małe domowe SPA :-). Obie pomalujemy sobie paznokcie. Potem urządzimy salon fryzjerski, a na koniec się wystroimy.
Chorobowo sytuacja jest opanowana. Mam mocne postanowienie, że cokolwiek będzie mówione i robione nie będę się denerwować i przejmować. Totalna olewka nastrojów mojej mamy i nicnierobienia męża. Dokładnie 10 dni temu gadałam z mamą przez telefon. Chciałam podpytać co jej kupić na gwiazdkę. A ona do mnie: "Nic mi nie kupuj, bo ja chyba nie przyjdę", "dlaczego?????" "Bo mnie głowa boli"..... 10 dni przed Wigilią. Powiedziałam, żeby mnie nie wkur.... i się rozłączyłam. Ale dzień miałam zrąbany. Teraz jest chora. Ma chyba to samo co dzieci, mąż i teściowa. Ale do lekarza nie pójdzie. Bo ona i tak nie może leków brać, bo jest uczulona. A uczulona jest na acetylosalicylany i faktycznie są one w większości leków typu Gripex itp. Ale są też inne leki bez tego składnika. A czasami po prostu trzeba wziąć antybiotyk, tak jak zrobili pozostali chorujący. Tylko czekałam jak powie, że nie przyjdzie na Wigilię, bo jest chora i taka strasznie cierpiąca. Powiedziałam jej, że nie mam zamiaru jej współczuć, bo jakby chciała sobie poprawić samopoczucie to do lekarza by poszła. Ona jednak woli stosować swoje czary mary.
Inna kwestia jest taka, że wszyscy mnie podpytywali co komu kupić. Byłam takim jakimś centrum wyciągającym informacje od jednych i przekazującym je innym. Włącznie z informacjami o tym co sama bym chciała. I nic mnie nie zaskoczy pod choinką :-(. Chyba.... A ja lubię niespodzianki!

Życzę wszystkim nienerwowych Świąt! I miłych wspomnień z tych kilku dni!

piątek, 21 grudnia 2012

A jednak tradycja

Tak, chorowanie w Święta to jednak nasza tradycja. Wczoraj wylądowałam u lekarki z..... Lalą. Wróciła z przedszkola ze strasznym bólem ucha. Przeraziłam się, bo ja nigdy nic z uszami nie miałam a z opowieści teściowej wiem, że to się ciągnie wiele lat nawet. A okazało się, że Lala ma zapalenie oskrzeli. Żadnego kaszlu, gorączki i innych objawów. Jakby nie to ucho to przecież w ogóle bym jej do lekarki nie zabrała. Mąż też odwiedził lekarza. Kaszle, chrypi i boli go gardło. Miś już coraz lepiej. Wnioskuję, że chyba też miał zapalenie oskrzeli, a po antybiotyku zdrowieje. Jak coś to w weekend albo nawet we Wigilię mogę do lekarki dzwonić. Ja się jakoś trzymam. Chociaż był taki 1 dzień, kiedy czułam się paskudnie. Bolało mnie gardło i łamało w kościach. Wieczorem zrobiłam sobie grzańca z miodem i sokiem malinowym. I historia się powtórzyła. Zanosi się na to, że w Święta tylko ja będę zdrowa.
Cieszę się, że zakupy w zasadzie mam już zrobione, bo zostałam uziemiona sama z dzieciakami w domu i nawet po chleb się nie ruszę. Mąż pomimo choroby do pracy chodzi na całe dnie. Coś tam w pracy mu instalują i on musi tego pilnować, bo jest za to odpowiedzialny. We Wigilię też pójdzie do pracy. Mówi, że na krótko.
W tym roku Wigilia po raz drugi u nas. Trzeba jeszcze zwyczajnie posprzątać, ubrać choinkę i coś ugotować. Musimy jak najwięcej zrobić w weekend, żebym w poniedziałek nie została ze wszystkim sama. Na szczęście nie mam dużo gotowania, bo babcie były takie chętne, że niewiele mi zostało. Tylko to co najprostsze: kompot, kapustę z grzybami, śledzika i mam w planach jeszcze kutię zrobić.

wtorek, 18 grudnia 2012

Oby nie było naszej nowej tradycji świątecznej

Poprzednie Boże Narodzenie było chyba najgorsze jakie pamiętam. O mały włos a wylądowalibyśmy w szpitalu. Dzieci chorowały na zapalenie oskrzeli. Lala tak paskudnie, że w pierwszy dzień Świąt odwiedziliśmy naszą lekarkę i udało się jakoś opanować sytuację. Ale i tak Święta były masakryczne. Nieprzespane noce, walka z gorączką a w związku z tym samopoczucie koszmarne.
Potem w Wielkanoc walczyliśmy z ospą. Tym razem to u Misia walczyliśmy z gorączką i swędzeniem. Najgorszy okres choroby przypadł dokładnie na dni świąteczne. Znowu nieprzespane noce i masakryczna atmosfera.
Zbliżają się kolejne święta i zaczynam obawiać się, że to świąteczne chorowanie to może być nasza rodzinna tradycja. W przedszkolu jakiś pomór. W każdej grupie po kilkoro dzieci. Jakiś wirus gardła wszystkich wyłożył. Moje dzieci też to złapały. Szybko przeszło. Lala dostała antybiotyk, bo miała wysoką gorączkę i już w poniedziałek pomaszerowała do przedszkola. Misiowi tak niby przeszło bez antybiotyku, bez gorączki. Tak trochę pokasływał, ale traktowałam go jak zdrowego. Ale kaszel nie ustąpił tylko zmienił się w taki potworny. Wczoraj kaszlał tak jakby chciał sobie płuca wykasłać. Nie wiem czy zrobiłam mądrze ale zaczęłam mu wczoraj podawać antybiotyk, którego Lala nie zużyła. Założyłam sobie, że jak nic nie będzie lepiej to w środę pojadę do naszej lekarki. Wydaje mi się, że jest lepiej. Kaszel zrobił się mokry, wydzielina mu się odrywa. Teraz nie wiem co robić. Czy mimo wszystko zabrać go do lekarza? Bo święta tuż tuż i boję się, że historia z poprzedniego roku się powtórzy. Zobaczę jak będzie do jutra. Myślę, że to może mieć coś wspólnego z wychodzącym zębem-piątką. Miś musiał każdego zęba wycierpieć i z piątkami nie jest inaczej. Dzisiaj już chyba ząb jest cały i Miś nie skarży się, że boli, więc może będzie już dobrze. Kiedy wychodzily mu pierwsze zęby miewał z tego powodu gorączkę, katar, kaszel, wysypkę itd. Podobno takie objawy mogą się zdarzać przy ząbkowaniu. Może teraz też tak jest.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Byłam grzeczna

W czwartek w Mikołajki zabrałam dzieci do sali zabaw. Mąż był dłużej w pracy więc nie czekaliśmy na niego. Miał tam być prawdziwy Mikołaj i rozdawać dzieciom prezenty (przyniesione przez rodziców). Zanim zdążyłam zapłacić za wejście maluchy już pobiegły się bawić i nie miałam problemu z przemyceniem prezentów z samochodu. Zabawa była świetna, Mikołaj rewelacyjny, do kompletu elf, renifer, śnieżynki, konkursy, zabawy. O równych godzinach Mikołaj przybywał na wiklinowych saniach z workiem prezentów. Dzieci siadały wokoło i czekały. Potem rozpakowywanie prezentów, oglądanie co dostały inne dzieci - niesamowita frajda. Teściowie wpadli na pomysł, że również tam przyjadą i przemycą swoje prezenty Mikołajowi. Dotarli ponad godzinę później niż my więc moje dzieci odbierały paczki dwukrotnie. Potem chciały jeszcze trzeci raz iść do Mikołaja, ale wytłumaczyliśmy im, że teraz już nie dostaną, bo jest bardzo dużo innych dzieci, które jeszcze nic nie dostały.
Tak więc jak już Lala i Miś odebrali swoje paczki (te od teściów) to zasiedliśmy na dywanie i rozpakowywaliśmy. Aż tu nagle słyszę jak elf wyczytuje moje zdrobnione imię i nazwisko :-). Moim teściom zachciało się żartów. Mikołaj miał dla mnie prezent. Musiałam usiąść Mikołajowi na kolanach a potem jeszcze zatańczyć z elfem kaczuszki :-). Takiemu wyrośniętemu dziecku Mikołaj nie chciał dać paczki tak bez niczego. Wróciłam na miejsce, spojrzałam wymownie na teściów. Skwitowali to tylko tym, że musiałam być bardzo grzeczna skoro Mikołaj o mnie też pamiętał. Lala wnikliwie zauważyła, że ja przecież nie pisałam listu do Mikołaja więc skąd wiedział co mi przynieść. Ja sobie pomyślałam, że nie pisałam ale mówiłam przez telefon "mikołajowi" co bym chciała pod choinkę. Potem okazało się, że nie byłam jedynym wyrośniętym dzieckiem na kolanach Mikołaja :-). Ale niespodziankę miałam ogromną. Przez myśł mi nawet nie przeszło, że teściowie zrobią mi takiego psikusa. Zrozumiałam też dlaczego tak bardzo dopytywali się czy mąż też tam będzie, czy na pewno nie zdąży itd. Chcieli nawet po niego jechać ale jemu się nie chciało. Pewnie też Mikołaj miałby dla niego prezent.
No a dla dzieci to nie był jedyny mikołaj w tym roku. Trochę przeraża mnie marketingowy wydźwięk tego przyjemnego dnia. Przybyło nam sporo zabawek, którymi już dzisiaj nikt się nie bawi i kilogramy słodyczy (to głównie za sprawą mikołaja w pracy męża). Mikołaj był też w przedszkolu, u drugiej babci i u cioci. I w ogóle tak na każdym rogu Mikołaj.

środa, 5 grudnia 2012

Przedawkowałam?

Bardzo lubię kawę. Od kilku lat mam ekspres ciśnieniowy i chętnie go używam. Nie jakiś tam na kapsułki pseudoekspres tylko taki, który robi prawdziwą kawę. Piję 1-2 takie kawki dziennie. Koniecznie z mlekiem. Lubię też kawę rozpuszczalną. Oczywiście koniecznie też z mlekiem i bez cukru. Ale kawę rozpuszczalną traktuję jak kakao. Piję do śniadania i czasami w ciągu dnia zamiast herbaty, za którą nie przepadam. Wczoraj byłam u rodziców i wypiłam tam taką kawę parzoną wrzątkiem. Też lubię i wypiję z mlekiem. Zwykle nie liczę sobie filiżanek wypitych w ciągu dnia.
Po południu zaczęłam źle się czuć. Najpierw bolała mnie głowa. Po tabletce trochę przeszło. Ale cały czas miałam jakieś zawroty głowy, trochę mnie mdliło. Trochę czułam jakbym była głodna a to na pewno nie była prawda. Trudno mi się oddychało. Miałam wrażenie, że moje serca momentami się zatrzymuje a momentami bije jak szalone aż czułam łomotanie w klatce piersiowej. Nie wiedziałam co jest grane. Leżałam na łóżku i bałam się zasnąć. Leżałam i pomyślałam sobie, że chyba przedawkowałam kawę. Poza fusiarą u mamy wypiłam jeszcze chyba 3 filiżanki kawy z ekspresu i ze 2 kubki rozpuszczalnej. Po takim wniosku trochę się uspokoiłam i zasnęłam. Dzisiaj jest wszystko OK. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że kawa ma jakikolwiek wpływ na mnie. Piję, bo lubię a nie po to, by się np. pobudzać. Zresztą nigdy nie zaobserwowałam u siebie objawów picia kawy. Byłam przekonana, że działanie kofeiny to lipa i chwyt marketingowy. Chyba jednak nie do końca tak jest.

PS Zatęskniłam za blogiem.....