piątek, 21 grudnia 2012

A jednak tradycja

Tak, chorowanie w Święta to jednak nasza tradycja. Wczoraj wylądowałam u lekarki z..... Lalą. Wróciła z przedszkola ze strasznym bólem ucha. Przeraziłam się, bo ja nigdy nic z uszami nie miałam a z opowieści teściowej wiem, że to się ciągnie wiele lat nawet. A okazało się, że Lala ma zapalenie oskrzeli. Żadnego kaszlu, gorączki i innych objawów. Jakby nie to ucho to przecież w ogóle bym jej do lekarki nie zabrała. Mąż też odwiedził lekarza. Kaszle, chrypi i boli go gardło. Miś już coraz lepiej. Wnioskuję, że chyba też miał zapalenie oskrzeli, a po antybiotyku zdrowieje. Jak coś to w weekend albo nawet we Wigilię mogę do lekarki dzwonić. Ja się jakoś trzymam. Chociaż był taki 1 dzień, kiedy czułam się paskudnie. Bolało mnie gardło i łamało w kościach. Wieczorem zrobiłam sobie grzańca z miodem i sokiem malinowym. I historia się powtórzyła. Zanosi się na to, że w Święta tylko ja będę zdrowa.
Cieszę się, że zakupy w zasadzie mam już zrobione, bo zostałam uziemiona sama z dzieciakami w domu i nawet po chleb się nie ruszę. Mąż pomimo choroby do pracy chodzi na całe dnie. Coś tam w pracy mu instalują i on musi tego pilnować, bo jest za to odpowiedzialny. We Wigilię też pójdzie do pracy. Mówi, że na krótko.
W tym roku Wigilia po raz drugi u nas. Trzeba jeszcze zwyczajnie posprzątać, ubrać choinkę i coś ugotować. Musimy jak najwięcej zrobić w weekend, żebym w poniedziałek nie została ze wszystkim sama. Na szczęście nie mam dużo gotowania, bo babcie były takie chętne, że niewiele mi zostało. Tylko to co najprostsze: kompot, kapustę z grzybami, śledzika i mam w planach jeszcze kutię zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz